czwartek, 17 grudnia 2009

futrzaki

Jechałem też dziś trolejbusem. A ze mną mnóstwo innych ludzi, między innymi panie w futrach. Panie wyciągnęły futra, bo zrobiło się zimno, podejrzały więc naturę i postanowiły udawać niedźwiedzie. Panie misie obsadziły siedzenia i wychylając bystre oczy spod beretów, czapek i innych fantazyjnych nakryć głowy umilały sobie podróż rozmową. A podróż była długa, bo trolejbusy musiały podporządkować się dostojnemu tempu sunących kolumn pojazdów. Największą sympatią zapałałem do jednej z pań, która naprawdę szczerze i radośnie uśmiechnięta opowiadała: „Moja droga! A ja to miałam przygodę! Zawiozłam wnuczka na zajęcia z niemieckiego, a potem szybko do trolejbusa! Nie patrzyłam nawet do jakiego i on mnie wywiózł gdzieś w kierunku Jana Pawła, no wiesz gdzie. No to ja stamtąd na nogach z powrotem i do tego co teraz. Bo wiesz kochana, on na tych zajęciach do osiemnastej, a ja sobie do banku skoczę na Krakowskie, bo mi kartę zablokowało i sobie kartę nową odbiorę. A potem wrócę po niego. Ale do domu już taksówką nie pojedziemy, no bo jak to tak! On to Ci mówię już prawie pieszo nie chodzi, tylko albo taksówką, albo rodzice go zawiozą. To mówię, żeby trochę pieszo pochodził. Bo jak trochę pobiegał na świeżym powietrzu, to od razu mówię do niego: Patrz jakich rumieńców nabrałeś, jaki zdrowy od razu jesteś! Bo ja to tak w ogóle lubię jak jest jakaś zawierucha taka, albo śnieżyca. Jak coś się dzieje, no wiesz! Ja to lubię jak coś się dzieje!” No to uśmiechnąłem się do pani, bo się powstrzymać nie mogłem tak mi się jej radość spodobała. Fajna pani, chociaż w futrze.

tony śniegu

Przyszła prawdziwa zima.

Po raz kolejny piszę, że naprawdę jestem gorącym zwolennikiem komunikacji miejskiej. Ale mimo, że w niektórych miastach, na przykład nad Wartą, albo nad Wisłą, rozwiązuje ona w dużym stopniu problem szybkiego przemieszczania się na niewielkie odległości w obrębie centrum miasta (w duże mierze dzięki tramwajom), to w położonym na lessowych wzgórzach Kozim Grodzie nad Bystrzycą nadal najlepiej jest poruszać się własnym samochodem. I przez cały dzień jeździ ich tu naprawdę dużo. Obserwowałem dzisiaj przez jakiś czas rondo przy ulicy Zana i cały czas było pełne. I wiecie co? Drogi wcale nie zrobiły się czarne! Śniegu napadała masa. Taka zima, to już nie pamiętam kiedy była ostatnio, chyba jak z harcerzami przez zaspy po lodzie na wyspę na jeziorze szliśmy, albo zamarzniętą Cybiną z Przemkiem, Patrykiem i Kubą wędrowaliśmy w kierunku Uzarzewa.

Rano byłem z siebie naprawdę bardzo zadowolony. Stałem na przystanku ponad kilkanaście minut czekając na autobus sunący gdzieś w sznurku, wokół mróz i skrzypiący śnieg. I ludzie opatuleni. A mi wcale nie było zimno! Generalnie dobrze się ubrałem, kalesony, czapka, rękawiczki, kaptur na głowie i kilka warstw ubrań pod kurtką, tak na cebulę. Było ekstra, tak to można zimę spokojnie przetrwać. Autobus też przyjechał z nowego taboru, czysty, niezbyt obładowany i ogrzany. A zima zza okna jadącego powoli autobusu wyglądała nawet jeszcze lepiej. Powoli sunęliśmy pnącą się na górę drogą, a wokół śniegu pełno jak w bajkach o świętach.

niedziela, 13 grudnia 2009

nareszcie trochę mroźniej

No i zmroziło świat dookoła. Po chorobonośnych pluchach, pogodach nijakich, ni to słońcach ni to deszczach, sprzyjających katarom wilgociach, biometriach niekorzystnych i towarzyszącym temu wszystkiemu skłonnościom do nastrojów marudnych, wreszcie zrobiło się nieco bardziej zimowo. Jeszcze nie ma śniegu (chociaż właśnie w tej chwili zaczyna pruszyć za oknem, ale jeszcze nieśmiało), za to temperatura już minusowa. Mimo niedzieli wstaliśmy wcześnie i już w drodze do kościoła nabraliśmy zdrowych rumieńców. Czosnek poszedł w odstawkę na trochę. Gdzieś tam budzi się nastrój świąteczny. Uśmiechy od ucha do ucha. Niech no ja tylko wygrzebię się spod tych wszystkich codziennych spraw i z tego mojego rysowania kresek do późna! To będą super święta! Już się nie mogę doczekać!

sukces RZ Studio

W zeszły weekend mimo lekkiego jeszcze oszołomienia przeziębieniowego podjechaliśmy z Aldonką do hali MTL. Tak! Tu też są targi międzynarodowe! Podobnie jak MTP zlokalizowano je niedaleko dworca kolejowego. Póki co składają się z jednej hali wystawienniczej (hala jednonawowa, konstrukcja stalowa, ramowa z profili pełnościennych), więc są nieco mniejsze od tych najstarszych i najbardziej znanych w Polsce. Hala MTL otoczona jest terenami zielonymi Parku Ludowego (ładny układ alejek – można zobaczyć na mapie, albo z kosmosu, czyli w mapach googlowych), tuż przy parku płynie Bystrzyca, a za nią widać ścieżkę rowerową, którą można dojechać nad Zalew Zemborzycki, za ścieżką natomiast na lewo widać zabudowania Politechniki, a po prawej stronie jest aleja Marszałka Józefa Piłsudzkiego, którą można przez most nad Bystrzycą dojechać do ulicy Lipowej, czyli do położonego w samym już centrum CH Plaza. Na tym dość dygresji topograficznej, o Plazie kiedy indziej. Na teren targów trafiliśmy przy okazji targów ślubnych. To już drugi raz, ale tym razem nie po informacje, czy też na zakupy (to już za nami), ale czysto towarzysko – odwiedzić Iwonę i Marka, którzy nas świetnie sfotografowali i sfilmowali przy okazji naszego ślubu. Potem zaprosili nas do siebie, bo się polubiliśmy, a Iwona to tak w ogóle robi dobre jedzenie, a potem drugi raz ich odwiedziliśmy, i znowu sobie pogawędziliśmy, i znowu jedzenie pycha, więc od razu przyjaźń się zrodziła, z sympatii i tematów do rozmowy, a do tego solidnie zakorzeniona w żołądku, co też nie jest bez znaczenia, jeśli się jest takim łakomczuchem jak ja, o czym Aldonka wie, ale mi wybacza, no bo co tam w końcu to szkodzi. Iwona i Marek przybyli na targi z własną ofertą skierowaną do szykujących się do ślubu i wesela par. Stoisko mieli w kolorze czerwonym i rzucało się w oczy, a to było ważne, bo jak stwierdziliśmy z Aldoną, konkurencja w tym roku była ogromna. Nie było alejki w hali targowej gdzie nie wystawiałby się jakiś kamerzysta z fotografem, albo kilku. W sumie było ich pewnie może z dwudziestu paru, a może więcej – nie liczyliśmy. Fontanny czekoladowe były dla przykładu tylko na dwóch czy trzech stoiskach, więc znacznie łatwiej było się ich właścicielom przebić. A o konkurencji Iwony i Marka piszę nie bez powodu, bo mimo, że była ona ogromna i wiele widzieliśmy na targach dobrych zdjęć i filmów, to jednak RZ Studio w tym roku byli najlepsi!!! Marek odebrał w niedzielę główną nagrodę targów w kategorii foto-video za przygotowaną przez siebie czołówkę filmową. Czołówkę tę widzieliśmy z Aldoną już dużo wcześniej, zanim jeszcze w ogóle słyszeliśmy o jej wystawieniu na targach do konkursu, no i nagrodzie. Marek pokazywał nam ją jeszcze w czasie obróbki i od razu stwierdziliśmy, że jest super! Oglądaliśmy ją nawet potem sami w domu, w internecie, tak nam się podobała. Tak więc Markowi i Iwonie gratulujemy! Nagroda w pełni zasłużona!

wtorek, 1 grudnia 2009

czosnek

Chorujemy. Najpierw teściowie zachorowali, potem Marcin, potem Aldonka, dzisiaj słyszałem, że już Dorota chora. Wszyscy są na lekach i w zasadzie siedzą w domu. Ja też trochę pokasłuję, ale w sumie nie jest ze mną najgorzej. Normalnie jeżdżę do miasta i wracam po południu. Ratujemy się czosnkiem. Ostatnio mamie udało się kupić taki naprawdę dobry. Mały, ale ostry. Naturalny, polski, nie żadna modyfikowana genetycznie chińszczyzna. Na pewno ocalejemy! :)