wtorek, 24 maja 2011

czipsy przyszły

Kilka słów o cmentarzu żydowskim będzie jednak zupełnie innym razem. Dziś rzut oka za okno mojego biura. A tam, w alejkach wśród magazynów - jak co dzień - wielka krzątanina, praca wre i na start czekają czerwone ciężarówki wypełnione, jak mniemam, chipsami. Schrupałoby się trochę, no ale wiadomo - nie czas na takie smakołyki gdy pracuje się siedząc na tyłku ;)
Ale wszystkim czipsożercom - smacznego! :)

poniedziałek, 9 maja 2011

stary cmentarz żydowski

Tego pięknego kwietniowego popołudnia było już trochę chłodniej niż przez kilka poprzednich, powielkanocnych dni, ale nadal raczej słonecznie i przede wszystkim sucho. Osadzona w wysokim, podobno siedemnastowiecznym, ceglanym murze stalowa furta na cmentarz była zamknięta i nie mieliśmy pojęcia jak można dostać się na drugą stronę. Kasia, Aldona i Janek poszli więc zobaczyć cerkiew na Ruskiej (trafili akurat na nabożenstwo, mieli więc okazję podejrzeć i podziwiać ciekawą liturgię), a Jędrek i ja wybraliśmy się na mały rekonesans wokół nekropolii z nadzieją znalezienia innego wejścia.
(fot. Katarzyna K.)
Nie znaleźliśmy. Przeciwnie! Zauważyliśmy, że mur miał wcześniej w jednym, czy dwóch miejscach wyrwy, teraz celowo załatane, pewnie aby utrudnić wandalom dostanie się do środka. Odpuściliśmy więc sobie i wracaliśmy już Floriańską w stronę Kalinowszczyzny z zamiarem podążenia na Ruską, gdy wtem (całkowicie out of nowhere) usłyszeliśmy chichot dochodzący dokładnie zza muru. Zawróciliśmy, zadarliśmy głowy ku górze i ujrzeliśmy dwie dziewczęce i do granic możliwości hultajskie twarzyczki wystające zza korony muru. Ukłoniliśmy się uprzejmie i zapytawszy jak dostać się do środka oczekiwaliśmy na równie grzeczną odpowiedź. Zamiast tego zza płotu po drugiej stronie uliczki ucichł gwar dość głośno imprezujących przy stoliku ludzi i dobiegł nas łagodny pomruk: "Nie zagadujcie. Nie oglądajcie się. Po prostu idźcie sobie dalej". Słowa skierowano do nas. Trochę nas wcięło, ale mimo to próbowaliśmy nawiązać dialog z dzieciakami za murem. Dziewczyny miały nas chyba za kosmitów, ale w końcu przestały nas straszyć tak pieknie i żywo antysemickim "Żydem w altanie, który już dwa tygodnie nie wychodzi" i przyznały, że do środka wlazły "tak, o!", czyli na pewno nie żadną furtką. Pożeganaliśmy się więc równie uprzejmie jak przywitaliśmy, a następnie oddaliliśmy się nieco od imprezujących, symulując odejście w siną dal...

Kawałek dalej był betonowy słup z lampą, bezpośrednio sąsiadujący z murem. Ot, krótka wspinaczka, potem mały krok na koronę muru, nur w pokrzywy, krótka wspinaczka po gęsto zarośniętym zboczu Wzgórza i już TAM byliśmy. Chwila strachu i po sprawie, jak mawiał mój młodszy brat nie do końca legalnie wioząc przed laty promem do Szwecji papierosy na handel.

A co zobaczyliśmy TAM? Dziś tylko zdjęcia, potem może kilka słów...
(fot. Jędrzej K.)

(fot. Jędrzej K.)

(fot. Jędrzej K.)

(fot. Jędrzej K.)

sobota, 7 maja 2011

Łukasz na Uniwersytecie Medycznym i nie tylko

Ależ miałem wczoraj miłą niespodziankę! Łukasz, z którym widujemy się teraz bardzo rzadko (ostatni raz zupełnie gdzie indziej i to ponad trzy lata temu!) wpadł na chwilę do mnie do pracowni. Był niejako przy okazji, bo finalizował jakąś transakcję na Uniwersytecie Medycznym (no to kto oglądał wczoraj "Na dobre i na złe"? - powtórka jutro, jakoś tak po szesnastej, na dwójce). I zaraz pędził do domu, czyli z powrotem 500 km na zachód. Jak on to robi, że daje radę obrócić taki kawał drogi w jeden dzień? W każdym razie dobrze było usłyszeć same dobre wiadomości z rodzinnych stron, zwłaszcza te, że Łukasz po raz drugi zostanie tatą i to już właściwie na dniach :) Gratulacje!!! :D

piątek, 6 maja 2011

koniec świata ;)

Koniec świata! Dzisiaj zachęcam do oglądania telewizji! :) Wieczorem leci taki serial o lekarzach pt. "Na dobre i na złe". Dzisiejszy odcinek był u nas kręcony zimą i można będzie sobie obejrzeć miasto z telewizyjnej perspektywy. Zapraszam! :)

PS. A kto nie zdąży obejrzeć dzisiaj, to w niedzielę powtórka! ;)

poniedziałek, 2 maja 2011

labor omnia vincit

Ostatnio z pracą tak się niefortunnie złożyło, że nie tylko na kibicowanie Lechowi nie ma czasu, ale w ogóle sparaliżowała mój grafik i nie wystarcza czasu na życie. Jędrzej miał podobnie jakiś czas temu i słusznie twierdzi, że mamy coś z głowami porobione, że niby taki etos pracy wbity i to nie pracy dla pieniędzy niestety, tylko pracy dla samej pracy, taki wariant masochistyczny. A skąd to sie bierze? Ano z wychowania pewnie. Jędrek przysłał mi nawet dowód - zdjęcie pomnika naszego lokalnego bohatera narodowego z Placu Wiosny Ludów.
(fot. Jędrzej K.)
I faktycznie. We mnie Hipolit Cegielski ciągle budzi podziw.