stary cmentarz żydowski
Tego pięknego kwietniowego popołudnia było już trochę chłodniej niż przez kilka poprzednich, powielkanocnych dni, ale nadal raczej słonecznie i przede wszystkim sucho. Osadzona w wysokim, podobno siedemnastowiecznym, ceglanym murze stalowa furta na cmentarz była zamknięta i nie mieliśmy pojęcia jak można dostać się na drugą stronę. Kasia, Aldona i Janek poszli więc zobaczyć cerkiew na Ruskiej (trafili akurat na nabożenstwo, mieli więc okazję podejrzeć i podziwiać ciekawą liturgię), a Jędrek i ja wybraliśmy się na mały rekonesans wokół nekropolii z nadzieją znalezienia innego wejścia.
|
(fot. Katarzyna K.) |
Nie znaleźliśmy. Przeciwnie! Zauważyliśmy, że mur miał wcześniej w jednym, czy dwóch miejscach wyrwy, teraz celowo załatane, pewnie aby utrudnić wandalom dostanie się do środka. Odpuściliśmy więc sobie i wracaliśmy już Floriańską w stronę Kalinowszczyzny z zamiarem podążenia na Ruską, gdy wtem (całkowicie out of nowhere) usłyszeliśmy chichot dochodzący dokładnie zza muru. Zawróciliśmy, zadarliśmy głowy ku górze i ujrzeliśmy dwie dziewczęce i do granic możliwości hultajskie twarzyczki wystające zza korony muru. Ukłoniliśmy się uprzejmie i zapytawszy jak dostać się do środka oczekiwaliśmy na równie grzeczną odpowiedź. Zamiast tego zza płotu po drugiej stronie uliczki ucichł gwar dość głośno imprezujących przy stoliku ludzi i dobiegł nas łagodny pomruk: "Nie zagadujcie. Nie oglądajcie się. Po prostu idźcie sobie dalej". Słowa skierowano do nas. Trochę nas wcięło, ale mimo to próbowaliśmy nawiązać dialog z dzieciakami za murem. Dziewczyny miały nas chyba za kosmitów, ale w końcu przestały nas straszyć tak pieknie i żywo antysemickim "Żydem w altanie, który już dwa tygodnie nie wychodzi" i przyznały, że do środka wlazły "tak, o!", czyli na pewno nie żadną furtką. Pożeganaliśmy się więc równie uprzejmie jak przywitaliśmy, a następnie oddaliliśmy się nieco od imprezujących, symulując odejście w siną dal...
Kawałek dalej był betonowy słup z lampą, bezpośrednio sąsiadujący z murem. Ot, krótka wspinaczka, potem mały krok na koronę muru, nur w pokrzywy, krótka wspinaczka po gęsto zarośniętym zboczu Wzgórza i już TAM byliśmy. Chwila strachu i po sprawie, jak mawiał mój młodszy brat nie do końca legalnie wioząc przed laty promem do Szwecji papierosy na handel.
A co zobaczyliśmy TAM? Dziś tylko zdjęcia, potem może kilka słów...
|
(fot. Jędrzej K.) |
|
(fot. Jędrzej K.) |
|
(fot. Jędrzej K.) |
|
(fot. Jędrzej K.) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz