Notatki na blogu trzeba jednak robić na bieżąco, w przeciwnym razie wrażenia się zacierają i mało z nich pozostaje. Na początku lipca byłem na przykład w Słowacji (gdzie to człowieka z pracy nie wyślą), tuż za naszą granicą - w miejscowości Batizovce niedaleko Popradu. Miałem okazję podziwiać dostojne Tatry od ich południowej strony, ale przede wszystkim skosztować wspaniałej słowackiej kuchni. Smakowało mi WSZYSTKO! Nawet zwykłe pierogi z serem były tak przyrządzone, ugotowane i podane, że cudownie łechtały zarówno oczy jak i podniebienie. A te soczyste, świetnie przyprawione mięsa! I lokalne piwo! Koledzy z Pragi zadbali również o kieliszek hruszkovicy - piekielnie mocnej! A właściwie to kilka kieliszków, ale kolejnych po tym pierwszym musiałem odmówić, bo byłem wtedy tak wykończony pracą w ciągu dwóch poprzednich tygodni, że kropla alkoholu za dużo mogłaby mnie rozłożyć na dobre... W Słowacji było bardzo ciepło i słonecznie, mieszkaliśmy w jasnym, przestronnym zajeździe z miłą obsługą i prawie domową atmosferą - czułem się niemal jak na urlopie, a nie w pracy. Szkoda, że nie zanotowałem sobie wrazeń od razu, bo teraz trochę wyblakły...
Ale na pewno nie zapomnę, że całą drogę powrotną do mieszkania spędziłem samodzielnie za kierownicą. To moja pierwsza międzynarodowa trasa samochodowa i chyba najdłuższa jaką pokonałem jako kierowca! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz