Poznałem także pewnego młodego archeologa, Krzysztofa. W zasadzie jest to wszechstronnie wykształcony facet, trochę inżynier konstruktor, trochę informatyk, trochę historyk sztuki, trochę archeolog, a najwięcej to po prostu pasjonat zabytków tego miasta. Człowiek renesansu. Taki ktoś w rodzaju detektywa sztuki, taki Pan Samochodzik XXI wieku, tylko bez amfibii. Może uda mi się z nim jeszcze parę razy porozmawiać, to na pewno dowiem się czegoś ciekawego. Podczas ostatniego spotkania pokazał mi na przykład zdjęcia zrobione wewnątrz jednego z budynków starego miasta, chyba w okolicy ulicy Bernardyńskiej (może był to browar). Trafił tam zupełnie przypadkowo przy okazji jakiegoś zlecenia (związanego z nie mam pojęcia którą profesją) i odkrył pomieszczenie z często tu chyba spotykanym sklepieniem kolebkowym, w którego ośmiu lunetach znajdowało się osiem obrazów. Kilka z nich, chyba dokładnie cztery, przedstawiały panoramę miasta, a pozostałe panoramy miasteczek okolicznych (był wśród nich Chełm). To zupełnie nie znane, nigdzie chyba nie wymieniane dzieła sztuki! Widoczne na zdjęciach zabytkowe malowidła zastawione były jakimiś półkami z książkami i segregatorami. Coś niesamowitego!
Krzysztof opowiadał też, że któregoś dnia zawędrował do pewnego mieszkania w kamienicy przerobionej ze starego kościoła i dowiedział się, że jego lokatorzy mają na poddaszu aniołki. Podrążył temat, dotarł na strych i okazało się, że rzeczywiście! Na ścianach kolejne zabytkowe malowidła. A w aniołki - ciach! - gwoździe i haki. A między nimi sznurek. Aniołki patrzą teraz na suszące się pranie. Ot, proza życia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz