Oczywiście nie odmówiliśmy sobie przyjemności obejrzenia pomnika stojącego w pięknym parku miejskim, tuż przy zabudowaniach urzędu miasta - wyglądających zupełnie niepodobnie do tych widzianych przeze mnie w innych miastach, bo będących zrekonstruowanym jasnym, białym pałacykiem otaczającym dość rozległy plac z kwiatami i fontanną. W ogóle całe otoczone puszczą miasto wygląda jak miasto-park, jakby stworzone do tego by żyć w nim było przyjemnie.
Drugim grunwaldzkim akcentem naszego weekendu w Kozienicach było spotkanie z kończącymi swoją wyprawę kajakarzami, świętującymi w obecności pani burmistrz w rozstawionych altankach, przy suto zastawionych stołach, prosiaku z grilla i tańcach na parkowej murawie. Spływ był dla upamiętnienia 600-lecia bitwy pod Grunwaldem i aby zlać się z bawiącymi nałożyliśmy podobnie jak oni stroje z epoki, aby to zaakcentować. Zabawa była przednia, a jedzenia tyle, że nawet psu-przybłędzie skapło się coś z naszego stołu ;) Zostalibyśmy dłużej, ale wujek Jarka już wcześniej nagrzał nam w mieszczącej się w ośrodku saunie, więc poszliśmy tam zażywać kolejnych atrakcji kozienickiego wywczasu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz