W niedzielę wybraliśmy się na wycieczkę z ośrodka, w którym mieszkaliśmy do serca Puszczy Kozienickiej. Kawałek podjechaliśmy samochodami, a potem z leśnego parkingu, na którym turyści grillowali na potęgę, jeździli konno, gościli się w knajpce powstałej w budynku dawnej stacyjki kolejowej, albo po prostu grzali w słońcu i opalali, udaliśmy się wgłąb lasu. Prowadziła tam ścieżka dydaktyczna przez pewien fragment biegnąca szlakiem dawnej trasy rozebranej już niestety austriackiej kolejki wąskotorowej, którą na początku zeszłego stulecia transportowano drewno z miejsc wyrębu, coś zupełnie jak w Bieszczadach. Kolejki więc żadnej nie widzieliśmy, za to tuż przy ścieżce pokazała nam się jaskrawozielona traszka, kilka pływających w leśnych mokradłach węży, zielone żaby, fantastycznie latające nad płynącą przez puszczę Zagożdżonką niebieskie ważki i inni leśni mieszkańcy. Do co ciekawszych miejsc prowadziły zmyślne drewniane konstrukcje, pomosty i estakady.
A gdzieś głęboko w lesie trafiliśmy w końcu do Królewskiego Źródełka, z którego obowiązkowo trzeba było napić się wody. Nie jest ona lecznicza ani jakoś w inny sposób cudowna, ale tryska ze znacznej głębokości, była badana i na pewno jest czysta. No to się napiliśmy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz