Stolica Tunezji. Trafiliśmy tam z polską wycieczką. Przewodnikiem był mówiący świetnie po polsku Tunezyjczyk, który podczas podróży autokarem opowiedział nam bardzo wiele o swojej ojczyźnie. A zwiedziliśmy m.in. muzeum archeologiczne w dawnym pałacu królewskim, w którym zgromadzono szereg efektownych wykopalisk wiele mówiących o dawnych czasach w tym regionie. Widzieliśmy najstarszy w mieście meczet oraz przecisnęliśmy się przez zatłoczone, pełne natrętnych handlarzy uliczki mediny, czyli arabskiego starego miasta. Na straganach i w małych, ciasnych sklepikach dużo kolorowych rzeczy, ale wszystkie raczej tandetne - trudno znaleźć jakąś ładną pamiątkę. No i o wszystko trzeba się targować! Podobno nie można zapłacić więcej niż jedną piątą ceny wymienionej na początku handlowania, a doprowadzenie transakcji do końca trwa naprawdę długo. Sprawdziliśmy :) Mieszkańcy Tunezji posługują się językiem arabskim i francuskim, ale targują się równie dobrze po niemiecku, angielsku, rosyjsku i... Polsku. Jeden przekonywał nas nawet, że u niego "taniej niż w Biedronce!" ;) Ta konieczność targowania się o wszystko jest trochę denerwująca, ale niewątpliwie ma swój urok i u nas jest na tę skalę niespotykana.
W Tunisie zajrzeliśmy też do zeuropeizowanej części miasta z wyższymi kamienicami w zupełnie innym niż w medinie stylu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz