Na Rezurekcji byliśmy już znowu w kościele akademickim KULu. Było uroczyście i zupełnie tak jak na Kościuszkowców jeśli chodzi o atmosferę i śpiewy, czyli nastrojowo - stosownie do rangi Świąt. Śpiewał chór akademicki uczelni, brzmiał podobnie do Siloe w swoich najlepszych wykonaniach, chociaż porównywanie jakoś tak nie na miejscu mi się wydaje, bo oba zespoły pierwszoligowe. W kościele bardzo dużo ludzi. Większość studentów, ale pewnie sporo absolwentów (jak Aldonka) i innych wiernych z całego miasta. Dużo ludzi starszych. Ludzie w wygodnych butach i wygodnych ubiorach, odświętnych, ale bez zbędnej elegancji i szyku. Uroczystość długa (choć wydawała się za krótka!!!), więc niektórzy siadali sobie na drewnianej podłodze, czuć można się swojsko jak w domu. W procesji rezurekcyjnej przeszliśmy dookoła budynków uczelni ulicami Łopacińskiego, Radziszewskiego, potem w lewo terenem uczelnianym między budynkiem Uniwersytetu a hotelem Mercure wprost na Aleje Racławickie z siecią trakcyjną trolejbusów nad jezdnią, która zaprowadziła nas z powrotem na ulicę Łopacińskiego i dalej do kościoła.
KUL wydaje mi się póki co najlepszą wizytówką miasta. Pękam ze szczęścia i z dumy, że mogę tu być! A przed tym co się tu dzieje można chyba tylko zaniemówić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz