czyli pełen przygód żywot człowieka poczciwego, albo historia bardzo długiej przeprowadzki
wtorek, 13 kwietnia 2010
w restauracji Kresowa
Agnieszka i Tomek zaprosili nas w ten weekend na pierwsze urodziny Krzysia. Pojechaliśmy razem z Przemkiem, czyli ojcem chrzestnym Krzysia i z naszymi rodzicami. Przyjęcie urodzinowe odbyło w sobotę, w przeniesionej z rynku starego miasta na ulicę Kwiatową restauracji o pięknej nazwie Kresowa prowadzonej przez naszych dalekich krewnych, konkretnie przez jedną z kuzynek taty i wujka Marka. Kwiatowa to jedna z ulic zabudowy śródmiejskiej miasta położona niedaleko ulicy Rybaki z Technikum Budowlanym i blisko Starego Browaru. Kresowa mieści się na wysokim parterze jednej z kamienic na tej ulicy i ma elegancki, miejski ale finalnie przytulny wystrój uderzający kolorystycznie w zielenie. Na jednej ze ścian wiszą reprodukcje zdjęć przedstawiające Lwów, czym nawiązuje się do nazwy lokalu, podobnie jak menu, w którym można znaleźć pierogi, kołduny, cepeliny i inne specjały kuchni litewskiej, rosyjskiej itp. My zjedliśmy pyszny tort malinowy i zimne zakąski, z których najbardziej nam obojgu smakował pasztet, a Aldonie jeszcze przypadły do gustu jajka faszerowane i podane w połówkach w skorupkach. Przyjęto nas wspaniale! Miło się też rozmawiało przy stole. Oprócz Agnieszki, Tomka, jubilata Krzysia i jego brata, mojego chrześniaka Mateusza, naszego wujka i taty Agnieszki Marka, rodziców Tomka, ich córki Majki, siostry Tomka z córkami i Doroty, przyjaciółki Agnieszki i jednocześnie chrzestnej Krzysia, pochodzącej jak się okazało z okolic Tarnowa i zamierzającej przenieść się niebawem do Krakowa, była także babcia Iza, która siedziała obok mnie i opowiadała między innymi trochę o Świętnie, co przypomniało mi dawne wakacje spędzane na tej spokojnej wsi, z których pamiętam złote zboża, zielone lasy, główną ulicę, zagrodę znajomych gospodarzy i robienie masła z mleka. Mateusz i Majka też bawili się doskonale śpiewając przy stole i ganiając się między krzesłami, wyglądając przy tym na bardzo szczęśliwych i na pewno beztroskich :) Krzysiu jeszcze się z nimi nie bawił, bo jest za mały, ale widzieliśmy jego pierwszoroczną wróżbę: Z położonych przed nim różańca, monety i obrączki sięgnął po... Różaniec :) Mama, czyli Agnieszka, zareagowała szybko unieważniając losowanie. Za drugim razem Krzysiu sięgnął po obrączkę, czyli przynajmniej teoretycznie ród nie zaginie ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz