Można to już powiedzieć oficjalnie: Jestem fanem Komisarza Maciejewskiego. W piątek udało mi się zdążyć na spotkanie miejskich bibliofilów z autorem kryminałów Marcinem Wrońskim. Z autorem poznałem się osobiście, porozmawiałem chwilę i zdobyłem autograf na pierwszej stronie "Kina Venus" dla siebie i żony. Na spotkaniu była też dyskusja podczas której padło kilka słów na temat ikonizacji miejsc, która ma miejsce na przykład wtedy, gdy konkretną ulicę, budynek lub miasto zaczynamy kojarzyć z pewnymi, czasem fikcyjnymi, postaciami lub wydarzeniami. To właśnie się dzieje, gdy pisze się poczytne książki dziejące się w konkretnej rzeczywistości i ja się na to z wielką przyjemnością złapałem. Chwyt jest zresztą stary jak świat, wystarczy wspomnieć ulubieńca Staszka Eberharda Mocka i Wrocław (pełna analogia do Zygi Maciejewskiego) lub, nieco może ambitniej, pisarza James`a Joyce'a i Dublin. O Sherlocku Holmesie w Londynie, "Przystanku Alaska" na Alasce, Romeo i Julii w Weronie, czy dzwonniku z Notre Dame nie wspominając. Wczoraj, kiedy na obiad przyjechali Dorota i Marcin udało mi się chyba także i ich zainteresować książką. W końcu to dobra promocja miasta!
A na zdjęciu dzisiaj nasze zamczysko. Widok wprost z Bramy Grodzkiej. Pierwszą osobą, od której na głos usłyszałem, że front zamku wygląda jak sowa jest Leszek. I kurcze właśnie tak wygląda :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz