Niedzielny obiad w Kórniku też zjedliśmy całą gromadą w godnej polecenia restauracji (nazywała się chyba "Jedynka") na rynku. Była niewielka, w prostym stylu, z szklaną witryną na ulicę i ścianami murowanymi z czerwonej cegły, na których wisiały czarno-białe fotografie. Jedna była dokładnie taka jaką dostałem na ostatnie urodziny - z robotnikami siedzącymi na stalowej belce i jedzącymi lunch kilkaset metrów ponad miastem wieżowców. Inna, którą zapamiętałem przedstawiała lokomotywę, która wypadła z piętra starego, przemysłowego budynku, pewnie gdzieś w Anglii lub Stanach Zjednoczonych. Jedzenie też było bardzo dobre, chociaż nieco długo musiałem na nie czekać. Magdą Gessler nie jestem, więc nikt mnie specjalnie poważać w tym względzie nie musi ;) ale generalnie polecam!
Po obiedzie był obowiązkowy spacer nad jeziorem. Doskonały dzień! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz