poniedziałek, 15 marca 2010

łyżwy za radą żony

Jak już pisałem - narciarz ze mnie żaden. Łyżwiarz podobnie, ale za to mogę z dumą powiedzieć, że łyżwy to miałem przynajmniej na nogach! :) Ostatnio rok temu i ponownie w pierwszy weekend marca, kiedy przyjechał do nas Przemek i wybraliśmy się razem na lodowisko. Oprócz naszej trójki było też kilku jeszcze znajomych, to znaczy Ania, Asia, Agata i Grzesiek. Śmigaliśmy nieźle! Przemkowi się podobało, bo lodowisko jest tu większe niż to, na którym on zwykle jeździ, no i w związku z tym było gdzie się rozpędzić. Ja też nie leżałem na lodzie tyle razy co ostatnio i podobało mi się bardzo! Może się jeszcze tego sportu nauczę! :) Dobrze, że się wybraliśmy na te łyżwy, bo ostatnio, to humor miałem raczej kwaśny, bo różne sprawy nie układały się tak jak można by chcieć i dobrze, że Aldonka to zauważyła i zadziałała jak najmądrzejsza z najmądrzejszych żon, czyli mnie na te łyżwy namówiła, bo nie chciało mi się trochę iść... A tak humor wrócił, zdrowia przybyło i perspektywy się przejaśniły. Jak to dobrze taką żonę mieć u boku :)

Po łyżwach skryliśmy się jeszcze na chwilę w małej Akwarela Cafe na Rynku, z Trybunałem Koronnym za oknem, tej samej, w której Aldonka organizowała swój wieczór panieński. Oprócz smakowania dobrej czekolady, kawy i herbaty mogliśmy trochę porozmawiać z Przemkiem w końcu, i nacieszyć oczy wiszącymi wszędzie charakterystycznymi obrazkami, identycznymi jak te sprzedawane jako pocztówki w Empikach, te pocztówki moje ulubione, takie kolorowe, śmieszne trochę, jakby dziecinne. Dobra sobota to była.

Brak komentarzy: