czwartek, 30 października 2008

druga młodość piętrusów

Wychodząc z wagonu na peron zobaczyłem na przeciwległym torze pociąg do Siedlec. Ale nie był to zwykły pociąg do Siedlec! Pomijając już to, że automatycznie nasunął mi na myśl Jeżulca i Waldka (którym obiecuję odwiedziny od lutego i ciągle je odwlekam, przez co wstyd mi bardzo), to był to pociąg nowoczesny! A konkretnie - chyba kolejny zmodernizowany na modłę Bydgostii, którą jeżdżę do Łodzi. Tylko, że ten pociąg do Siedlec, jeśli był modernizowany, to ze starych piętrusów. Takich, którymi jeździliśmy swego czasu na przykład na rajdy do Mosiny, albo innych miejscowości WPNu. Kiedyś stary brudny piętrus, a dzisiaj nowoczesny dwukondygnacyjny wagon. Super wyglądał!

pociągiem ku metru

Naukowcy odhaczeni. Jadę już pociągiem moim najbardziej ulubionym, wygodnym i czystym. Co mi przypomina, że miałem się rozejrzeć w tym tygodniu po metrze. Z tego wszystkiego autentycznie nie miałem na to czasu, ale być może już za parę godzin przejadę po raz pierwszy z Dworca Centralnego na ostatnią stację pierszej (i jedynej) polskiej linii metra - Młociny. Wrażenia będą na bieżąco! :)

studenckie śniadanie

Jestem już na miejscu, to znaczy na Politechnice Łódzkiej. Śniadanie znowu, czyli tak jak ostatnio, jadłem w Karczmie Akademickiej po drugiej stronie ulicy. Wtedy zamówiłem kebab i był delikatnie mówiąc taki sobie, ale postanowiłem dać knajpce drugą szanse ;) i dzisiaj zamówiłem jajecznicę. Porcja była wielka i bardzo dobra!!! :) Teraz czuć ode mnie cebulą i jestem gotowy na spotkanie z naukowcami ;)

ciągle w podróży

No i słowo się rzekło :) Pozdrawiam wszystkich z mojego ulubionego pociągu do Łodzi Fabrycznej! Mknę od samego rana, chociaż mało brakowało, a byłbym się spóźnił. Wszystko przez problemy z formalnościami przy kasie biletowej, ale to takie tam szczegóły techniczne ;) W każdym razie Spółka PKP Przewozy Regionalne wiezie mnie i innych pasażerów szybko, tanio, wygodnie i niezawodnie. A w wagonach nadal jest czysto, świeżo i działa klimatyzacja. Pewnie nie będzie mi się chciało wysiadać! Dziadek może być dumny z polskich kolei!!! :)

środa, 29 października 2008

prawie jak pielgrzymka

Od rana z Wieliczki do Krakowa. Gdzieś po drodze Łagiewniki. Potem Kalwaria Zebrzydowska i Wadowice. A dalej jeszcze Oświęcim i Częstochowa. Tyle ważnych, wartych zobaczenia miejsc, a ja zerkam na nie w biegu, pędząc ze spotkania na spotkanie, zza szyby samochodu. Dobrze, że gdzieś tam jeszcze pamiętam, że można inaczej. Przyjechałem do mieszkania dopiero co, jakąś godzinę temu. Padam teraz na łóżko. A to nie koniec maratonu...

wtorek, 28 października 2008

znowu w trasie

Nie jest tak łatwo przejechać się metrem, zwłaszcza jeśli się śpi gdzieś niedaleko Wieliczki. Zapowiada się kolejny maraton podróżniczy, nie wiem kiedy znowu złapię oddech, ale na pewno najbliższe dni spędzę w trasie :/ Dzisiaj jestem w hotelu Koral, gdzieś przy drodze. Jutro kilka spotkań w Krakowie i zobaczymy co dalej.

sobota, 25 października 2008

linia metra ukończona!

Właśnie dzisiaj oddano do użytku dla mieszkańców miasta trzy ostatnie stacje pierwszej linii metra: Stare Bielany, Wawrzyszew i Młociny. Jestem teraz na wschodzie, ale jutro wieczorem będę w mieście, a w nadchodzącym tygodniu z pewnością sprawdzę nowe możliwości komunikacyjne :) I natychmiast podzielę się wrażeniami!

czwartek, 23 października 2008

"Ci Państwo tu już nie mieszkają"

Nadszedł kres karaluchów w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu. A także prusaków, mrówek faraona, moli i innych insektów. Dziś uderzyłem na nie z całą stanowczością. Atak odbył się rękoma pracownika białostockiej firmy dezynsekcyjnej i deratyzacyjnej, który nota bene zupełnie nie wyglądał na szczurołapa. Chociaż z drugiej strony niby jak miał wyglądać? Miał przyjść w podartym ubraniu, dziurawych butach i z piszczałką do grania? Chyba nie. W każdym razie ten, który się pojawił był młodym tubylcem, pachniał mocno dezodorantem i wyglądał na człowieka kulturalnego. Zajął się pracą profesjonalnie. Operacja, którą przeprowadził nazywa się kremowaniem. Kremowanie jest bezwonne, odbywa się punktowo w miejscach szczególnie narażonych na podstępne ataki sześcionożnych spryciarzy i podobno jest zupełnie nieskodliwe dla ludzi, dzieci (że niby dzieci to nie ludzie?) oraz zwierząt domowych. Ponadto działa odstraszająco na nieproszonych gości, a nie zabija je jak różne środki, których używałem do tej pory. To ma w sumie sens! Bo nawet zabiwszy siedem tysięcy pięćset osiemdziesiąt trzy karaluchy nie odtraszę kolejnego siedem tysięcy pięćset osiemdziesiątego czwartego, który mnie psychicznie wykończy. A tak? Mam odstraszacz i miejmy nadzieję karaluchy już u mnie nie mieszkają!!! :)

środa, 15 października 2008

zauważki z okolic metra

Wracając ze Starej Pragi pokręciłem się trochę wokół Placu Bankowego. Zajrzałem do kina Muranów - pojawiło się kilka nowych plakatów. Może w najbliższym czasie znajdę wreszcie chwilę na klimatyczny seans? W podziemnych przejściach metra natomiast siedziała sobie na rozkładanym krzesełku kobieta grająca na takim instrumencie, który kojarzy mi się z kresami, z Rosją, z Ukrainą, po prostu z Dzikimi Polami. To chyba bałajka jest, ale nie znam się na instrumentach za dobrze. Kobieta była bardzo zadbana i elegancko ubrana na czarno, a muzyka była piękna i tęskna taka. Kobietę mijałem dwa razy spacerując kręcie i zawile w drodze do bramek metra. A metro jak zwykle przyjechało niezawodnie wypełnione ludźmi po brzegi. Wsiadając zauważyłem wśród pasażerów bardzo wysokiego i szczupłego (prawie chudego) faceta w ciemnym garniturze i jasnym, cienkim płaszczu, który chyba naukowcem był jakimś, bo taki nieobecny myślami. Facet ten wysiadł na chwilę z pociągu i - mogę przysiąc - uśmiechając się błogo i z zaciekawieniem oglądając stację i podziemną kolejkę pogłaskał wagon!!! Takie to się dziwy tu w mieście czasami dzieją.

po drugiej stronie

Znowu miałem tam coś ważnego do załatwienia i postawiłem stopę na drugim brzegu rzeki. Z mieszkania na stację Ratusz Arsenał dotarłem tramwajem, a potem z Marymontu metrem. Z Placu Bankowego ruszyłem tramwajem przez Most Śląsko-Dąbrowski. Prosto na Pragę. Nie tak bardzo daleko - ot, kawałek za Bazylikę św. Floriana, na Plac Wileński. Generalnie czułem się jak Kolumb schodzący na ląd z Santa Marii :) Zupełnie nowe skrzyżowania, nowe przystanki, nowe budynki, nowi ludzie. Przejście podziemne pod ulicą Targową jakieś takie wąskie, ciasne, no i bez tego specyficznego, dworcowego zapachu. Rzeczywiście tak trochę inaczej niż na tym zachodnim brzegu. A może to tylko pierwsze wrażenie? Nie zostałem długo na Pradze. Załatwiłem co miałem do załatwienia i wróciłem. Nie ma co szaleć tak od razu ;)

wtorek, 14 października 2008

coraz ciemniej w mieście

Wczoraj i dziś byłem po pracy w mieście. Oczywiście oprócz tego, że robiłem zakupy w sklepie osiedlowym, gotowałem, jadłem obiad, zmywałem, robiłem pranie i siedziałem przed komputerem instalując to i owo. Taki żywot :) W mieście jest teraz ciemno. Prawie tak ciemno jak kiedy tu przyjechałem w styczniu, bo przecież już po równonocy jesiennej i nieuchronnie zbliża się przesilenie zimowe. Ostatnio trochę złotej jesieni było i nawet drzewa w mojej lekko obskórnej okolicy wyglądały bardzo ładnie. Ale lato już się definitywnie skończyło... Jednak ludzi w mieście jest zawsze dużo i czasem to robi dobrze tak przejść się wśród nich.

czwartek, 9 października 2008

"Once"

W ostatni weekend obejrzeliśmy z Aldoną, Dorcią i Marcinem „Once”. Kiedyś pisałem, że chciałem iść na ten film do kina. I dobrze czułem, że to mój klimat. Włączyłem sobie go teraz znowu, tylko po to, żeby posłuchać ścieżki dźwiękowej…

tułaczka

Znowu tułaczka. Tym razem dwudniowa. Do tego po poniedziałkowym i wtorkowym ostrym nadgodzinowaniu. Jeszcze ciemno było kiedy w środę wyjeżdżaliśmy do Krakowa, tam spotkanie numer jeden, przedłużone o nadplanowe dwie godziny, potem jeszcze jazda do Polkowic i tam spotkanie numer dwa. W Polkowicach byłem pierwszy raz w życiu i zrobiły na mnie dobre wrażenie. Byliśmy gdzieś w okolicach ulicy Kilińskiego i Urzędu Stanu Cywilnego. Chyba coś na kształt rynku. Maleńkie kamieniczki, niektóre z rozświetlonymi wolimi oczami. Czyste, brukowane place. Bardzo ładnie. Ale tu spotkanie krótkie, bo potem dalsza jazda na północ. Noc w domowych pieleszach. A dziś chrupiące bułki na śniadanie, tak pyszne jak tylko u nas są. Przed południem spotkanie numer trzy – w pasażu Rondo, z Kubą. Odwiedziny w jego pracowni, a tam Ania, Damian i Radek. Przeprowadzka do większego lokalu. Powrót do domu i obiad. Najlepszy, bo mamowy. I niestety szybki wyjazd powrotny. Jestem już w mieszkaniu. Zmęczony. Padnięty. Strach pomyśleć, że jutro w pracy też będzie ostro. Zaczynam trochę wcześniej niż zwykle. No a ile można jechać na adrenalinie? ;)

sobota, 4 października 2008

placek ze śliwkami

Wreszcie po tygodniu pracy. A weekend znowu na wschodzie. Bus jechał wczoraj dość długo - jak to w piątki - ale w końcu wyskoczyłem w ciemność przy skansenie i byłem na miejscu. Deszcz leje się dziś strumieniami i praktycznie bez przerwy. Jest przez to jeszcze spokojniej, ciszej i milej w ciepłych domowych wnętrzach u Aldonki. Lepiej smakuje placek ze śliwkami upieczony przez jej mamę. I cukierki. I pewnie pooglądamy dziś telewizję. I niech sobie inni biegają ;)

środa, 1 października 2008

kwadrans lektury

No i już październik. Coraz zimniej na dworze i pogoda nastraja do zostania w suchym i ciepłym mieszkaniu. A w nim na przykład do czytania. Z ostatniego pobytu w domu przywiozłem trzy książki, które cierpliwie czekały na swoją kolej. Zaczynam od "Europy - Między Wschodem a Zachodem" Normana Daviesa. W pracy zapowiada się siedzenie do późna, co zaczęło się już dzisiaj, ale chociaż kwadrans na lekturę trzeba codziennie znaleźć!