poniedziałek, 25 lutego 2008

metro

Jazda metrem sprawia mi naprawdę dużo radochy, nawet nie wiem dlaczego. Zauważyłem, że czasami zdarza się, że ktoś w pospiechu zamiast przechodzić przez bramkę na stację zgodnie z ogólnie przyjętą zasadą, tzn. odbijając bilet, przeskakuje ją i pędzi dalej. Bardzo mi się to spodobało. Robią to zwykle uczniowie i studenci, w każdym razie młodzież w tym wieku, ale zafascynowało mnie to do tego stopnia, że musiałem spróbować. Pierwszy skok wykonałem gdy nikogo nie było w pobliżu, czułem jednak wtedy pewien niedosyt. Ale wczoraj zdarzyło się, że wieczorem musiałem prędko wybiec ze stacji metra na przystanek autobusowy, a wszystkie bramki w tamtą stronę były zablokowane przez tłum pasażerów. I wtedy bez zastanowienia podbiegłem do znajdujących się tuż obok bramek dla ludzi idących w przeciwną stronę, które były akurat mniej oblężone i przeskoczyłem na drugą stronę jak rasowy gapowicz :) Dawno nie czułem w mieście tak nagłej i intensywnej przyjemności! Normalnie myślałem, że mnie rozsadzi z radości!!! I mam w… nosie, że jestem tzw. poważnym inżynierem w „pewnym” wieku ;)

Marzy mi się też, żeby przejść kiedyś na czerwonym świetle przez takie jedno skrzyżowanie w centrum, na którym są po cztery pasy dla jadących w każdą stronę samochodów. To będzie ekstra! :)

Mała rzecz, a cieszy ;)

niedziela, 24 lutego 2008

sztuka się lansowania

Kończy się bardzo udany weekend. Pierwsze odwiedziny Aldonki i Dziadka w moim emigracyjnym mieszkaniu. Zatłoczniło się w tym jednopokojowym, uczłowieczonym wreszcie lokalu i w końcu było z kim pogadać twarzą w twarz. I zjeść coś jak człowiek umilając sobie pyszny posiłek przyjemną konwersacją ;-) Wreszcie dało się żyć! Oby więcej takich odwiedzin tutaj!

Byliśmy też w centrum, spacerowaliśmy z Dziadkiem Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem, widzieliśmy Nike, Rynek Starego Miasta z Syrenką Staromiejską, Plac Zamkowy, Kolumnę Zygmunta, kościół akademicki p.w. św. Anny, pomnik księcia Poniatowskiego na koniu, pomnik ks. kardynała Wyszyńskiego i kilka innych pomników - wiele ich tutaj w mieście. Jest tu kilka naprawdę ładnych miejsc, jest gdzie uciec od korporacyjnego magla.

Oprócz staromiejskich uliczek jednak, czasem podobnych do tych niesamowicie urokliwych u Aldonki, zobaczyliśmy też nowoczesne centrum miasta z wysokimi budynkami i wielkie centra handlowe – m.in. Złote Tarasy i Arkadię. A tam coś co można określić jednym słowem: LANS. Co prawda można było tam spotkać normalnie wyglądających ludzi, ale zdecydowanie przeważali piękni, młodzi i… Bogaci. Kobiety i dziewczyny z nienagannymi makijażami, włosami prosto od fryzjera i w ubraniach jak z okładek kolorowych magazynów. Nawet miny i sposób poruszania się jak z reklam, albo pokazów mody. W ręku obowiązkowo przynajmniej jedna papierowa torba z nazwą któregoś z butików. Dzieci w czystych kolorowych ubraniach prosto z katalogów (tacy mali dorośli) pląsały w domach handlowych jak młody Budda w swoim pałacu – chyba kompletnie nieświadome, że poza sklepami jest jakiś inny świat. A mężczyźni i męska młodzież też w jakiś bliżej dla mnie trudny do zdefiniowania sposób inni, oczywiście w modnych ubraniach i fryzurami jak od serialowych stylistów. W ogóle wszyscy wyglądali jak zbiorowisko samych ładnych, szczęśliwych ludzi, estetyka miejsca przypominała trochę ulotkę jakiejś sekty obiecującej niczym niezmącone szczęście na ziemi, albo reklamę odlotowego urlopu w Tunezji. I myślałem, że mistrzostwem świata i obu Ameryk jest pokazanie się publicznie w sandałach, rozchełstanej koszuli i z małym białym pudelkiem na ręku, co jak wiadomo przystoi tylko prawdziwym artystom, ale okazało się, że to małe piwo. Pierwszą nagrodę w moim prywatnym konkursie na największy lans ma facet, który z miną angielskiego lorda przemierzał obszerne przestrzenie Arkadii trzymając na rękach tchórzofretkę chyba, albo innego stwora do tchórzofretki podobnego. No generalnie ani pies, ani kot, ani świnka morska to z pewnością nie były. Snobistycznego lansu na taką skalę nie widziałem nawet w Starym Browarze…

Dziadek zabrał dzisiaj czerwone fiacisko ze sobą, więc czeka mnie trochę utrudnień komunikacyjnych, co przypomina mi, że muszę jeszcze kilka słów o metrze napisać, ale teraz już czas spać. Niebawem się odezwę!

piątek, 22 lutego 2008

cenzura

Trochę się w sumie rozpędziłem w tym pisaniu o pracy, a to po pierwsze nudne jak flaki z olejem musi być do czytania ;) a poza tym są ciekawsze rzeczy na świecie niż praca. Teraz będę po prostu opisywał różne ciekawe miejsca. Tak turystycznie na wszystko patrząc. Stąd autocenzura wcześniejszych postów (wszędzie tam, gdzie pojawia się wielokropek w kwadratowym nawiasie). I tyle ;) Pozdrawiam wszystkich!

sobota, 16 lutego 2008

[...]

[...] przyjechałem już z lotniska do mieszkania, z radości wysprzątałem kolejną szafę, wyprałem co nieco i zaraz idę spać. A rano jadę 150km na wschód [...]

czwartek, 14 lutego 2008

[...]

[...] dzisiaj nie zwiedzamy, tylko wypoczywamy, a w zasadzie bedziemy sie pewnie zaraz pakowac, bo jutro wieczorem wracamy.

Zrobilo sie znacznie zimniej niz w ostatnie dni.

środa, 13 lutego 2008

wieczorne zwiedzanie

Zwiedzalismy wczoraj po pracy i rowniez dzisiaj. Bylismy na Cytadeli - wzgorzu gorujacym nad miastem, z ktorego roztacza sie szeroka panorama na caly Budapeszt. Kilka razy przejezdzalismy Mostem Lancuchowym (nie wiem, czy to dokladne tlumaczenie z wegierskiego), spacerowalismy po Placu Wolnosci (pod ktorym jest parking - zupelnie jak u nas), widzielismy Plac Bohaterow z pomnikami najslynniejszych wegierskich krolow, wiele waznych budynkow w miescie takich jak opera, muzea, bazylika, koscioly, zamki, banki, budynek telewizji, budynek odpowiednika naszej PAN, hotele i wiele innych. Wsrod zabytkowych budynkow bylo tez wielkie lodowisko. Niesamowicie wygladal Dworzec Zachodni. Jeden z dworcow kolejowych w Budapeszcie - Wschodni albo wlasnie Zachodni - zaprojektowal Eiffel, ten od wiezy w Paryzu. Metrem nie jezdzilismy niestety, a szkoda, bo to podobno drugie zaraz po londynskim najstarsze metro w Europie. Widzielismy budynek nad najstarsza stacja metra w miescie. Zajrzelismy tez do centrum handlowych - jednego w samym srodku miasta i jednego na obrzezu.

No ale tak w ogole, to ciezko pracujemy [...] Zobaczymy co sie bedzie dzialo ;)

wtorek, 12 lutego 2008

ciagle Wegry

Nic mi nie jest. Jestem zdrowy. Jem wszystko i nie wybrzydzam ;) Generalnie podtrzymuje, ze na Wegrzech jest jak w domu. Nawet o historii lubia opowiadac, bo ja rozumieja - nie to co Szwedzi. No i wspolne tematy byly, bo przeciez w 1956r. byly tu zamieszki tak samo jak u nas w miescie. Chyba nawet duzo bardziej krwawe, ale to jeszcze musze sprawdzic. No i jeszcze przypomniala mi sie ksiazka "Trzecia granica" o kurierach w czasie II Wojny Swiatowej z Polski do Budapesztu...

Pracy duzo, ale dzisiaj wybieram sie na zwiedzanie miasta. Za 3 minuty ;) Chociaz nasz wegierski trener troche sie spoznia. Dzisiaj znowu mial z nami caly dzien szkolenie i pewnie ma nas juz dosyc ;) Kiedy w koncu przyjdzie pokaze nam stare miasto, ktorego jestesmy ciekawi. Warto byloby tez zobaczyc Dunaj z bliska, bo z samolotu wygladal imponujaco - zwlaszcza podswietlone mosty na nim laczace rozswietlone dawne Bude i Pest.

PS. Sauna jest ekstra.

poniedziałek, 11 lutego 2008

w Budapeszcie

Do Budapesztu przylecielismy wczoraj wieczorem. Zdazylismy przejsc sie po okolicy, doszlismy do wzgorza zamkowego. Na Wegrzech jest inaczej niz w Szwecji i bardzo podobnie do tego jak jest w Polsce. Te same sklepy (TESCO, Auchan itp), no i przepisy ruchu drogowego sa tez traktowane jako sugestia, nikt powaznie nie traktuje ograniczen predkosci i czerwonych swiatel. Miasto wyglada bardzo podobnie do naszych, tylko chyba troche mniej zabytkow mieli zniszczonych w czasie wojny, bo sa tu kamienice wielkie i stare jak w Pradze. Czyli szok kulturowy zaden ;)

Dzisiaj juz skonczylismy prace i mamy czas wolny, ale po pierwszym dniu szkolenia jestem bardzo zmeczony i poki co nie mam ochoty sie nigdzie ruszac. Ale mam nadzieje, ze mi przejdzie, bo kto wie kiedy znowu bedzie okazja znalezc sie w Budapeszcie?

Obiecano nam, ze zostaniemy jutro lub pojutrze oprowadzeni po miescie. Czekam na to z niecierpliwoscia.

PS. Dostep do internetu jest makabrycznie drogi, wiec pisze z publicznego komputera w holu i wlasnie konczy mi sie czas przeznaczony dla jednego uzytkownika. Ale jeszcze sie odezwe! ;)

wtorek, 5 lutego 2008

[...]

Dzisiejszy dzień był bardzo długi, dopiero wszedłem do domu. [...] Ciągle brakuje mi słów po angielsku, ale jakoś dajemy radę. Szkoda, że nie uczymy się angielskiego od czwartego roku życia jak to jest w Szwecji. Bardzo to ułatwia komunikację z obcokrajowcami. W Szwecji każdy mówi po angielsku, bez względu na to kim jest i jaki zawód wykonuje. Praktyczne.

Prosto z firmy pojechaliśmy do centrum miasta [...] na kolację [...]

Lubię jeździć metrem, a dziś znowu miałem okazję. Metrem i dwoma tramwajami – jakieś remonty, objazdy itd. są, więc musiałem się przesiadać. Oglądałem miasto po drodze i muszę przyznać, że wysokie, nowoczesne, rozświetlone budynki w ścisłym centrum wyglądają imponująco. Jak na polskie miasto, to architektura z rozmachem.

poniedziałek, 4 lutego 2008

okolica

Wczoraj zasnąłem od razu i spało mi się bardzo dobrze, bo pościel pachniała jeszcze ostatnim mieszkaniem. Reszta zapachów jest tu jeszcze obca. Dziś po pracy walczyłem z aromatami w łazience, bo wydaje mi się, że to jest właśnie klucz do sukcesu. Kawałek po kawałku dopasuję to mieszkanie do siebie i będę mógł wreszcie zaprosić gości! :)

Mieszkam na blokowisku. Blokowisko jest dość stare i mieszkają tu różni ludzie. Niektórzy palą najtańsze papierosy i popijają niedrogim winem. Nawet w windzie (całkiem niezłej – firmy OTIS) była purpurowa, intensywnie pachnąca siarkowa kałuża. Klatka schodowa jest kiepsko wentylowana, bo naturalną wentylację zlikwidowano wymieniając okna na plastikowe. Na schodach jest po prostu duszno. Niewątpliwie dodaje to egzotyki do tej okolicy jak z „Czterdziestolatka” albo „Alternatywy 4”. Z okna i balkonu jest widok jak w „Dniu świra” – rozświetlone mieszkania dziesięciopiętrowców, a w nich ludzi jak w ulu. Blok, w którym mieszkam jest tuż przy głównej trasie wylotowej z miasta. Po drugiej stronie ulicy jest m.in. przystanek autobusowy i tramwajowy, a za nimi cmentarz żołnierzy włoskich. A jeszcze dalej dużo terenów zielonych, które na pewno będą ciekawym miejscem do spacerowania na wiosnę. Dalej jest rzeka, a za nią druga część miasta, ta z której ciężko dojechać do pracy, bo mosty, których jest kilka, są typowym wąskim gardłem na trasie. Pierwszą radą jaką otrzymałem [...] było szukać mieszkania po tej samej stronie rzeki co siedziba firmy.

Na razie nie mam w mieszkaniu podłączenia do internetu, ale chcę to zmienić, żeby móc zainstalować skype`a i trochę za jego pomocą porozmawiać. Albo chociaż przez gg, którego niestety nie możemy mieć w pracy. [...]

niedziela, 3 lutego 2008

mieszkanie

Dziś rano, zaraz po śniadaniu opuściliśmy gościnne mieszkanie na Wybickiego i wyładowanym po sam dach fiaciskiem wyruszyliśmy w drogę powrotną z naszego weekendowego wypadu. Pogoda była wspaniała, dzięki czemu do celu dotarliśmy szybciej niż się spodziewaliśmy. Na autostradzie padł nowy rekord prędkości czerwonego fiaciska – 152 km/h, no i generalnie samochód sprawił się doskonale. Aldonka zdążyła na swojego busa bez problemu, mieliśmy nawet trochę czasu na wspólne jedzenie i – pobieżne wprawdzie, ale zawsze – obejrzenie Złotych Tarasów koło Dworca Centralnego.

Po wypakowaniu samochodu zabrałem się za doprowadzanie do porządku wynajętego mieszkania. Kawalerka jest mała i urządzona zupełnie nie po mojemu, ale wierzę, że szybko uda mi się ją trochę przerobić, tak by czuć się tu u siebie. Trochę dokucza mi brak umywalki w łazience, ale da się z tym żyć. Najważniejsze, że nie muszę już spać w hotelu, bo po miesiącu tam spędzonym wiem już, że to wcale nie jest takie fajne. Chociaż jedzenie było znakomite ;) no i pasowało mi, że nie muszę sam robić śniadania. Chociaż z drugiej strony nie mogę się doczekać gotowania w swojej kuchni. Dziś dopiero zacząłem porządki w mieszkaniu, a i tak niepostrzeżenie zrobiło się późno i czas się kłaść, bo jutro do pracy. Czeka nas dużo roboty, a pojutrze przyjeżdżają Szwedzi.

Wiesia rozesłała niesamowitego maila, z którego wynika, że na wiosnę wybiera się z Rabbim na trzy tygodnie do Bangladeszu. To w Azji jest!