poniedziałek, 28 stycznia 2008

ja chcę wiraż-busa ;)

Weekend spędziłem w moim ulubionym mieście tzw. Polski B. Znaleźliśmy z Aldonką trochę czasu, żeby pospacerować po starym mieście, chociaż krótki kawałek po Krakowskim Przedmieściu. Niskie dwu-, trzypiętrowe kamienice, niektóre z odnowionymi elewacjami, inne zaniedbane, knajpki, lokale, sklepy, niewielki ruch, spokój. Wolelismy jednak schować się do ciepłych i suchych wnętrz, bo strasznie w ten weekend wiało, wiało tak, że aż niebezpiecznie było stać, albo parkować samochód pod drzewami, bo wichura łamała gałęzie i urywała różne fragmenty budynków (sic!). Wnętrza starówki okazały się równie urokliwe jak miasto, a weekend minął znowu bardzo szybko.

Wracałem w niedzielę busem z przystanku niedaleko zamku. Na miejscu przesiadłem się do metra i szybko znalazłem się na przystanku autobusu podmiejskiego. I tu się zezłościłem. Nie dość, że rozkład autobusów wisiał na wysokości kolan i trzeba było się do niego schylać, albo kucać, to jeszcze okazało się, że na autobus muszę czekać prawie półtorej godziny! Zmarzłem, zmoczył mnie śnieg i przewiało mnie. Trochę inaczej wygląda komunikacja w moich rodzinnych stronach ;) W końcu dotarłem jednak na parking firmowy, a potem samochodem do hotelu. Tylko, że było już późno i znowu miałem wizję siebie jako niedospanego zombie w pracy. Jeszcze mnie za to wyleją ;)

środa, 23 stycznia 2008

zaczyna się...

[...]

Znowu ślęczę wieczorami nad kamienicą. Dzisiaj prawie zaspałem przez to do pracy, a rano jak na złość miałem do tego zamarznięty zamek od drzwi do fiaciska i straciłem chwilę zanim go na dobre nie ogrzałem zapalniczką i dostałem się w końcu do środka.

Za to w stołówce rozmawiam coraz bardziej swobodniej z innymi pracownikami. W dużej firmie jest dużo ludzi i można każdego dnia jeść obiad z kimś innym.

wtorek, 22 stycznia 2008

coraz cieplej

Dzisiaj leje jak z cebra. W sumie pada od weekendu. Wczoraj na stołówce słyszałem nawet, że był podobno najgorszy i najbardziej depresyjny dzień w roku. Ale ja to widzę tak, że przynajmniej jest cieplej, no i nie trzeba rano skrobać szyb w samochodzie, co daje kilka minut snu więcej rano. I jaki tu powód do depresji? ;) Środek zimy, a tu już pogoda zahacza o wiosnę.

sobota, 19 stycznia 2008

king of the road ;)

Ostatnio trochę jeżdżę w tę i z powrotem, tam i tu, w korkach i po mało uczęszczanych drogach, po miastach i w dłuższe trasy. I muszę przyznać, że naprawdę dużym przeżyciem jest jazda Fiatem UNO po autostradzie. Generalnie czerwone fiacisko daje radę wycisnąć do 145 km/h (z górki), ale czasem zdarza się, że kierownica i karoseria wpadają w rezonans i wtedy jest naprawdę ciekawie. Samochód drży i trzęsie się, i ma się dużo frajdy z takiej jazdy. Nie to co jakimś super wypasionym wozem, co to nawet przy 180 km/h kierowca i pasażerowie czują się jakby stali na parkingu. Dla jadącego szybko fiaciskiem jasne staje się, że obcuje z Maszyną. Gdyby w czasie takiej jazdy po autostradzie odpadło z fiaciska koło, albo najechałoby się na większy kamień, to pewnie nie było by co zbierać z wraku i z kierowcy. I to jest w tej całej jeździe najbardziej fascynujące. Od razu chce się żyć!

Dzisiaj jestem w domu, a jutro po południu wracam do pracy, znowu jakieś 300 km. I znowu pojadę autostradą :)

czwartek, 17 stycznia 2008

zwiedzanie musi poczekać

Wracając z daleka w ostatnią niedzielę wieczorem byłem przez krótki czas w mieście. Trochę odmiany od rutyny hotel-praca-hotel. W mieście dużo ludzi, autobusy, tramwaje, tunele, wiadukty, tłoczne skrzyżowania, samochody, korki, wystawy sklepowe, kina, galerie handlowe, wysokie budynki itd. Z prawdziwą przyjemnością skorzystałem z metra :) A w poniedziałek z okna samochodu widziałem też starówkę. Chcę obejrzeć miasto dokładniej, ale nie wiem, czy będę miał na to czas, przynajmniej narazie.

czwartek, 10 stycznia 2008

piwko-paliwko

Ostatnią sobotę, wczorajszy wieczór, dzisiejszy poranek i popołudnie spędziłem nad rysunkami kamienicy. Powoli coś powstaje na tej wirtualnej desce kreślarskiej, ale trochę niedosypiam, bo się w typowym nie-do-czasie znalazłem. No i stres. Przed chwilą postanowiłem jednak skończyć z nerwami i napiłem się piwa [...] Odprężony i zrelaksowany wracam zaraz do pokoju, który jest bardzo wygodny, ale niestety offline.

poniedziałek, 7 stycznia 2008

tenisowe miasteczko po sezonie

Miasteczko, do którego przyjechaliśmy słynie z organizowanych tu latem zawodów tenisowych. Cały hotel jest urządzony z myślą o tym. Na ścianach pokoju, w którym śpię wiszą zdjęcia z Davis Cup 1950. Widzieliśmy też przynajmniej dwa korty tenisowe zlokalizowane w najbliższym sąsiedztwie hotelu. Z drzwi balkonowych natomiast widać cieśninę Kattegatt. Do brzegu morza jest kilkanaście metrów. Latem robi to pewnie jeszcze większe wrażenie. Powiedziano nam rownież, że w czasie zawodów jest tu bardzo tłoczno i podobno zjeżdża się tu ponad połowa z wszystkich znajdujących się w Szwecji ferrari ;) W zatoce jest wiele miejsc do cumowania jachtów, kilkanaście dużych stoi na brzegu osłoniętych od deszczu i śniegu.

Szwecja jest właśnie taka jak opowiadał Dziadek. Wszystko jest czyste i surowo eleganckie. Dużo drewna i stali. Duże okna bez żadnych zasłon. Fragmenty domów są czasem od podłogi do sufitu zrobione ze szkła, a wewnątrz widać meble i inne sprzęty. Na większych fragmentach ścian wiszą zdjęcia albo obrazy, czasem bardzo gęsto. Nie widać żadnych śmieci. Kierowcy jeżdżą zgodnie z przepisami. Jest bardzo bezpiecznie i po prostu ładnie.

Mamy [...] dużo pracy i niestety niewiele czasu na zwiedzanie. Jutro prosto z siedziby firmy jedziemy na lotnisko.

niedziela, 6 stycznia 2008

lecę!

Jestem już spakowany. Za chwilę ruszam na lotnisko. [...] byłem dziś dwa razy w mieście i warunki do jazdy są wyjątkowo kiepskie. Śnieg i lekki mróz. Dwa razy wpadłem nawet w poślizg, ale naszczęście fiacisko pozostało całe. Najadłem się tylko trochę strachu i tyle. No to lecę! :)

sobota, 5 stycznia 2008

dziś sobota

Wyspałem się. Po śniadaniu pojechałem z hotelu w stronę miasta, tak jak to robię już codziennie. Około 10km dalej minąłem miejsce gdzie pracuję, a kilka następnych kilometrów dalej skręciłem w lewo wjeżdżając do centrum miejscowości znajdującej się na samym obrzeżu miasta. To pierwszy raz kiedy widziałem najbliższą okolicę za dnia. Zorientowałem się gdzie jest najbliższe centrum handlowe z artykułami spożywczymi, kościół i oddział banku, w którym mam konto. Bardzo dziś mroźno. Szybko wsiadłem do samochodu i wróciłem do hotelu. Dowiedziałem się, że na głównej sali jest dostęp do bezprzewodowego internetu, więc przyniosłem z pokoju komputer i za chwilę siadam do pracy. Z baru słyszę "Pszczółkę Maję" w wykonaniu zespołu Akcent, czy jakoś tak. Przypominam sobie gdzie słyszałem ją ostatnio.

piątek, 4 stycznia 2008

koniec tygodnia

Z miasta wróciliśmy wczoraj późno wieczorem. Oprócz grania w kręgle byliśmy również w kinie na horrorze, którego akcja działa się w wyjątkowo pełnym zła pokoju hotelowym w Nowym Jorku. To nie była przemyślana decyzja, zwłaszcza dla tych, którzy spędzali noc w jednoosobowych pokojach ;)

[...]

[...] jutro muszę usiąść w końcu do projektu kamienicy, który rysuję z Zyndkiem. Pracować się nie chce, ale kamienica ładna będzie, no i stanie niedaleko rektoratu politechniki i mieszkania, w którym mieszkałem z Świstakiem, Dorotą i Marcinem, a wcześniej jeszcze z Ewelką. No to trzeba się zabrać!

czwartek, 3 stycznia 2008

w korporacji

Zapoznawanie się z poszczególnymi działami zajęło mi cały dzień w pracy. Wiele nowych twarzy [...] Będę się uważnie rozglądał i zobaczymy co się będzie działo.

[...]

Dziś wieczorem wybieram się [...] na kręgle do miasta.

środa, 2 stycznia 2008

pierwszy dzień

Postanowiłem nie spóźniać się pierwszego dnia. Byłem w pracy wcześnie i widziałem jak schodzą się pracownicy różnych działów [...]

Dzień minął mi na wypełnianiu dokumentów [...] Pojechałem też do centrum medycznego w mieście oddać próbki do analizy. Po [...] pracy znowu udałem się do lekarza po wyniki analizy i na badania. Wszystkie wyniki miałem w normie co uczciłem niezdrową przekąską w McDonalds`ie. Do hotelu wróciłem dość późno.

wtorek, 1 stycznia 2008

z nowym rokiem nowym krokiem

Zabawa sylwestrowa zakończyła się definitywnie po 5tej nad ranem. Część gości już spała na pierwszym i drugim piętrze, a ostatni goście wsiadali do taksówek i rozjeżdżali do domów. Uprzątnęliśmy trochę. W korytarzu minęliśmy Marcina i Dorotę szykujących się na pociąg odjeżdżający parę minut po 7mej. Pożegnaliśmy się i poszliśmy spać, a kiedy wstałem już ich nie było. Aldonka z rodzicami i pozostali goście krzątali się po domu, było gwarno i wesoło. Pakowali samochód, a Świstak wszystko nadzorowała. Potem było kolejne pożegnanie i odjechali. Dom opustoszał bardzo, a kilka godzin potem odjechałem i ja, dokładnie spakowany i wyekwipowany w domowe przysmaki mamy Aldonki. Było już ciemno i przez całą drogę chciało mi się spać, dlatego dwukrotnie zatrzymałem się, żeby orzeźwić głowę mroźnym powietrzem. Do miasta było około 150km, a ja jechałem jeszcze dalej, jakieś 35km za miasto, żeby zatrzymać się w hotelu przy północnej wylotówce. Zarejestrowałem się i szybko poszedłem spać.