czwartek, 9 października 2008

tułaczka

Znowu tułaczka. Tym razem dwudniowa. Do tego po poniedziałkowym i wtorkowym ostrym nadgodzinowaniu. Jeszcze ciemno było kiedy w środę wyjeżdżaliśmy do Krakowa, tam spotkanie numer jeden, przedłużone o nadplanowe dwie godziny, potem jeszcze jazda do Polkowic i tam spotkanie numer dwa. W Polkowicach byłem pierwszy raz w życiu i zrobiły na mnie dobre wrażenie. Byliśmy gdzieś w okolicach ulicy Kilińskiego i Urzędu Stanu Cywilnego. Chyba coś na kształt rynku. Maleńkie kamieniczki, niektóre z rozświetlonymi wolimi oczami. Czyste, brukowane place. Bardzo ładnie. Ale tu spotkanie krótkie, bo potem dalsza jazda na północ. Noc w domowych pieleszach. A dziś chrupiące bułki na śniadanie, tak pyszne jak tylko u nas są. Przed południem spotkanie numer trzy – w pasażu Rondo, z Kubą. Odwiedziny w jego pracowni, a tam Ania, Damian i Radek. Przeprowadzka do większego lokalu. Powrót do domu i obiad. Najlepszy, bo mamowy. I niestety szybki wyjazd powrotny. Jestem już w mieszkaniu. Zmęczony. Padnięty. Strach pomyśleć, że jutro w pracy też będzie ostro. Zaczynam trochę wcześniej niż zwykle. No a ile można jechać na adrenalinie? ;)

Brak komentarzy: