piątek, 26 lutego 2010

niedaleko Piotrkowskiej

Wracając z naszego dwudniowego wypadu zahaczyliśmy o Łódź. Trochę ją przecież kojarzę, więc też było ciekawie, chociaż zatrzymaliśmy się tam na godzinę tylko, może trochę więcej, bo tyle zajęło Marcinowi dotarcie na miejsce, które chciał odwiedzić, żeby załatwić swoje sprawy. Dorota i ja czekaliśmy na niego chowając się przed mrozem w Archikatedrze św. Stanisława Kostki. Łódź nie kojarzy się z zabytkami, bo to przecież miasto przemysłowe raczej. Kościół nie jest więc bardzo stary, ale za to imponujących rozmiarów, wybudowany w monumentalnym, strzelistym neogotyku. Patrząc na niego z zewnątrz spodziewałem się ujrzeć wnętrze z czerwonej cegły, a zaskoczyły mnie jasne, prawie białe, otynkowane ściany i jasne, lśniące marmury. Trochę inaczej niż w podobnych świątyniach tradycyjnie gotyckich, jak ta w Gnieźnie, albo na Ostrowie Tumskim oblanym Wartą i Cybiną. Super było zobaczyć coś nowego, ale cóż się dziwić - podróże kształcą.

Brak komentarzy: