niedziela, 5 lutego 2012

pani Róża z Lubartowskiej, czyli historia lubi się powtarzać

Jednym z najprzyjemniejszych dla mnie momentów dnia jest chwila, kiedy skądś wracam i staję w drzwiach mieszkania, a z kuchni, albo z pokoju wychyla się Aldonka z Alą na rękach, i ja mówię "cześć dziewczyny!", a Ala wtedy posyła mi taki uśmiech, że po prostu wymiękam. Ala cieszy się całą sobą. Uśmiech ma taki szeroki, że aż trudno uwierzyć, że mieści się na takiej małej twarzyczce. Śmieją jej się też oczy. Śmieją się nogi, bo machają gwałtownie jakby tupiąc w powietrzu. I śmieją się ręce klepiąc Aldonkę na oślep po ramionach i buzi, na co po prostu nie sposób się gniewać. Czasem Ala wydaje też okrzyk radości i wtedy to już jest komplet doznań :D

Ech, ale jutro znowu do pracy... I to oboje - Aldi też już wraca. Na wspólne zabawy z Alą będzie trochę mniej czasu :/ Bez sensu jakoś to wszystko pomyślane, no ale do pracy trzeba wracać, bo kryzys jest przecież. I w ogóle trochę strach z tym kryzysem. Nie dość, że od dawna słyszałem o dużych zwolnieniach w branży, nie dość, że Jędrzej dawał mi ostatnio znać, że niektórych znajomych z naszej grupy na studiach też te zwolnienia nie ominęły, to jeszcze skończyłem czytać otrzymane na ostatnie urodziny wspomnienia Róży Fiszman-Sznajdman, w których co i rusz biły mnie po oczach pewne paralele z obecną sytuacją gospodarczą Europy. Strajkują młodzi bezrobotni na Południu, nazywając siebie Oburzonymi, a pani Róża opisywała podobne strajki lewicującej bezrobotnej młodzieży, tutaj na miejscu, w latach trzydziestych. Wtedy, przed laty, też podobno (wg pani Róży) były nadzieje, że napięta sytuacja w całej Europie znajdzie jakieś rozwiązanie, a skończyło się wielką wojną, a dla ludności żydowskiej po prostu zagładą. Ciekawe kto będzie chłopcem do bicia w dzisiejszych czasach?

I jeszcze a propos mrozu... Podobno informacja o niskich temperaturach w Polsce i na Ukrainie była któregoś z ostatnich dni newsem w amerykańskiej telewizji. Dostaliśmy nawet maila od dobrych znajomych ze Stanów z pytaniem jak dajemy sobie radę w takich nieludzkich warunkach. A parę minut temu skończyliśmy skype-konferencję z nimi - uspokoiliśmy, że jeszcze żyjemy i nie zamierzamy zamarzać. Bo przecież takie zimy to u nas normalka ;)

Brak komentarzy: