środa, 7 maja 2008

skandynawska idylla

Nad samym morzem znajdują się małe rybackie wioski. Czyste, schludne, ciche, spokojne i łagodne jak miejscowy klimat. Ulice wąskie, trochę kręte, puste. Domy małe i uderzająco proste - najczęściej dwukondygnacyjne z prostym dwuspadowym dachem. Elewacja z cegły, albo drewna, czasem tylko otynkowana. Ściany zwrócone ku morzu zwykle mocno - niemal całkowicie - przeszklone, nawet w tych starszych budynkach. Jest to tym bardziej zaskakujące, że to przecież dość odważna architektura i u nas mało popularna, a tu owszem, i to od dawna. Domy są maleńkie, ale podobno wyjątkowo drogie, zapewne ze względu na atrakcyjną lokalizację. Na plażach łodzie i kutry rybackie. Trochę jak w "Kronikach portowych", tylko dużo cieplej. Ciekawie pachnie, tak morzem. I wreszcie Szwedzi na brzegu. Jakaś para na trawniku - fotografują kwiaty. Inni jedzą, piją, rozmawiają, odpoczywają. Po 16tej mało kto jeszcze tu pracuje. Jest cicho i jakby leniwie. W pobliżu wiosek rybackich zielone, łagodne wzgórza, na które prowadzą wąskie drogi, wzdłuż których pasą się owce. Idylla. Jak przyjemnie jest tak żyć! Czytałem rano, że mieszkający niedaleko Duńczycy, czyli bądź co bądź też skandynawowie, są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Przynajmniej za takich się uważają. Czyli takimi się czują, więc w sumie właśnie takimi są :) I wcale im się nie dziwię. Żyją dostatnio, choć bez wystawności i ostentacyjnego luksusu, za to w funkcjonalnych, estetycznych przestrzeniach. Architektura jest wręcz surowa, ale dzięki temu podkreślająca prawdziwość i szczerość mieszkańców, którzy dodatkowo nie obwarowują się płotami, murami, zasiekami, tylko mają duże okna bez zbędnych zasłon i firan. Są otwarci, szeroko uśmiechnięci i z poczuciem humoru. Pełni luzu i dystansu do siebie. Przyjaźni.

Ale i tak nie chciałbym tu zamieszkać na stałe. A to dlatego, że jak na mój gust jedzą tu stanowczo za dużo ryb :) przyrządzanych na specyficzne lokalne sposoby. Sami Szwedzi są chyba tego świadomi, bo dzisiaj w pracy zamówili specjalnie dla nas osobne menu, wiedząc, że w innych częściach kontynentu ludzie jedzą zupełnie inne potrawy i mogą nie przepadać za lokalnymi specjałami. W ten sposób cudem uniknęliśmy kosztowania typowej lokalnej potrawy - jakiejś bardzo przesolonej, bardzo mocno przysmażonej ryby. I dobrze! ;)

1 komentarz:

Jędrzej Kozłowski pisze...

"you stupid woman!!" dobra rybka się zapowiadała a Ty pewnikiem wybrałeś gulasz ze starej krowy oraz kaszę lub inne tradycyjne polskie danie, czyli pierogi RUSKIE :D