czwartek, 2 września 2010

aromaty

Dzisiaj raz pada, a raz nie pada, ale zdecydowanie mokro jest i nieprzyjemnie. Raz po raz tylko przejaśnia się i właśnie wtedy zza okna dociera do mnie charakterystyczny, aromatyczny zapach. Przy leżącej nieopodal mojego miejsca pracy ulicy Wrotkowskiej (rzutem kamieniem jest naprawdę blisko, samochodem trochę tylko dalej) znajdują się dwie duże miejskie fabryki. Jedną jest Lubella - ta od makaronów, zdecydowanie bardziej znana, a drugą - i to właśnie z niej lecą zapachy - mające ponad 75-letnią tradycję Zakłady Tytoniowe. Jeśli chodzi o moje głębokie przekonania, to jestem zdecydowanym przeciwnikiem palenia. Jednak sam zapach tytoniu (przed jego paleniem!) jest, no może nie od razu przyjemny, ale interesujący i nie wydaje mi się przykry. A nawet kojarzy mi się sympatycznie, bo podobny zapach towarzyszył w czasie studiów Jędrzejowi, gdy nabijał fajkę. Jak już kurzył, to wiałem, ale jak nabijał było ok. I tak sobie mogę teraz dumać o tym, ale jeszcze tylko chwilę, bo zaraz pędzę do jednej pani architekt, a potem szybko do żony :)

Brak komentarzy: