środa, 1 września 2010

pierwszy dzień szkoły

Dzisiejszego deszczowego poranka zawiozłem Aldonę gdzieś na ulicę Zemborzycką, tuż przy ulicy Południowej, gdzie moja piękna żona od ponad tygodnia kontroluje z ramienia Wojewody jakiś ośrodek marnotrawiący pieniądze z państwowego budżetu. Padało przez całą drogę, deszcz był wyjątkowo moczysty i zalewał nas ze wszystkich stron. Czuliśmy się trochę jak w akwarium, tylko odwrotnie. Po drodze zatrzymaliśmy się na skrzyżowaniu przy Plazie. Czekając na zielone światło widzieliśmy stojących przed wejściem na przejście ludzi - wyjątkowo wielu jak na tę porę dnia. Przypomnieliśmy sobie wtedy, że przecież dzisiaj pierwszy dzień września, a więc rozpoczyna się szkoła! Skryty pod parasolami tłum licealistów przemaszerował przed maską naszego zanurzonego w strugach wielkich kropel deszczu międzyplanetarnego pojazdu o suchym wnętrzu, a Aldona zauważyła nie bez pewnej nostalgii, że uczniowie - poza kilkoma wyjątkami - ubrani są jakoś tak zwyczajnie, w dżinsy i bluzy, jakieś zwykłe kurtki. Tylko kilku chłopców miało na sobie garnitury, albo płaszcze i tylko kilka licealistek maszerowało w eleganckich spódnicach. Czyli pewnie w zasadzie ten dzień niczym się dla większości uczniów nie różni od innych dni w szkole. I co? Już nie będą mieli na początek roku akademii, w której pani Dyrektor przypomni drżącym głosem, że oni mogą sobie spokojnie się uczyć, a w 39tym dzieci zamiast iść do szkoły musiały chować się przed bombami?

Rety, ale jesteśmy starzy ;)

2 komentarze:

Iwona vel migdał pisze...

Też pomyslalam o tych strojach, widzac dzisiaj licealistki... miniówy w kolorze purpury, buty na obcasie... starzeję się :(
PS. Sliczny szablon :)

m. pisze...

Eee tam! "To życie mija - nie ja" jak śpiewał kiedyś jeden śpiewak ;) Także wiesz: jesteśmy wiecznie młodzi, coco-jumbo i do przodu! :D