sobota, 4 września 2010

o Plazie bez ogródek

Kiedyś wspomniałem, że napiszę parę słów o Plazie. Niech to "kiedyś" będzie teraz. Plazę na ulicy Lipowej otwarto w czerwcu 2007 roku, kiedy jeszcze mieszkałem na Wildzie. Centrum handlowe zlokalizowano mało delikatnie tuż przy starym cmentarzu, o którym już pisałem innym razem, a do tego podobno na miejscu masowych rozstrzeliwań Żydów w czasie okupacji. Rzekomo upamiętnia to tablica wmurowana gdzieś w budynek, ale ja jej nie widziałem. Swego czasu krążyła plotka, że wybudowanie tam galerii handlowej spowoduje jakieś nieszczęście, która to plotka ożyła gwałtownie w maju 2007 roku, kiedy to wielka ulewa zalała nowopowstały obiekt opóźniając wielkie otwarcie o ponad trzy tygodnie. Słowo klątwa wędrowało z ust do ust. Ale Plazę osuszono, stoi do dziś i ma się dobrze. Klienci walą drzwiami i oknami, bo galeria położenie ma świetne - w samym centrum. I nie przeszkadzają jej ani ciasne upakowanie miejsc parkingowych (aż sam jestem ciekaw, czy nie naciągnięto odpowiednich warunków technicznych) ani wygląd, który moim zdaniem jest wyjątkowo szkaradny i pasuje do otoczenia jak pięść do nosa. Prawdę mówiąc za każdym razem gdy widzę z zewnątrz Plazę na Lipowej, to czuję się zgwałcony tym widokiem i aż chce mi się kląć nad tym, że za pieniądze można miastu wyrządzić taką krzywdę. W sumie sama bryła nie jest najgorsza, podobna do innych podobnych Plaz w Polsce, ale jako architektoniczne wypełnienie zabudowy, to po prostu ohyda. Ale jak już pisałem - ludzie przychodzą. Przychodzą, bo jest blisko, bo są modne sklepy, bo są ruchome schody, bo jest szklana winda i można się poczuć jak w wielkim mieście. A poza tym jest ładnie, czysto, są kawiarnie, rastauracje, kino, kolorowe wystawy i pachnie. Wewnątrz jest tak jak chciałoby się, żeby było w całym mieście, o czym pisałem w poprzednim poście.

Tak przy okazji muszę jednak powiedzieć, że w najnowszej części galerii handlowej Olimp na Alei Spółdzielczości Pracy w dzielnicy Bursaki (na północy miasta), gdzie jakieś półtorej godziny temu jedliśmy z Aldoną nasze ulubione ciepłe bagietki czosnkowe, wnętrze jest jeszcze bardziej nowoczesne, przestronne i zachęcające. I chociaż dalej tam z centrum, to i tak ludzie idą - może dlatego, że tak blisko znajdują się gęsto zaludnione blokowiska Czechowa?

2 komentarze:

Iwona vel migdał pisze...

Michał... jak ja Ciebie lubię czytać. Kiedyś wydamy razem ksiązke o Lublinie... ty ja napiszesz a ja okraszę zdjęciami :DDDD

m. pisze...

No cóż Iwona, mogę napisać tylko jedno: Dobra! :)