niedziela, 5 września 2010

grzybobranie

Tyle już pisałem o deszczu ostatnio, że w końcu musiało się to stać. Wybraliśmy się na grzyby! Marcin zadzwonił wczoraj do nas z Janowa Lubelskiego, gdzie spędzali z Dorotą weekend u jej rodziców, z wiadomością, że grzyby są, że jest ich pełno, i że mamy przyjeżdżać. Dziś rano wsiedliśmy więc z Aldoną i mamą do samochodu, i wkrótce byliśmy na miejscu. Stąd, razem z Dorotą, Marcinem, i rodzicami Doroty, odjechaliśmy kilka kilometrów od ich domu, po czym wyposażeni w nożyki i kosze weszliśmy w las. Było prawie jak w "Panu Tadeuszu", tylko że mokro niesamowicie, bo padało lub siąpiło cały czas. Mimo to grzybiarzy było sporo, jeszcze wielu poza nami. Tata Doroty powiedział, że pewnie każdy wychodząc z domu mówił sobie w duchu, że w taką pogodę nikomu nie będzie się chciało wybierać do lasu ;)

Zmokliśmy, to fakt. Ale mamy prawdziwki, maślaki i kurki prosto z lasu! Na Boże Narodzenie będą jak znalazł. A do tego pobyliśmy na świeżym powietrzu, na łonie przyrody, no i mieliśmy okazję odwiedzić gościnnych teściów Marcina oraz Janów. Tak zupełnie przy okazji wspomnę, że mama Doroty zrobiła wczoraj dobre ciasto - musimy zdobyć przepis! :)

2 komentarze:

Jędrzej Kozłowski pisze...

Grzyby powiadasz...Gdybyś potrzebował wątroby, to oświadczenie woli znajdziesz w moim portfelu. Mnie do tego czasu pewnie wykończy ten tyfus, o którym Ci wspominałem ;-)

m. pisze...

Że niby co? Że nie umiemy rozpoznać muchomora? Jeszcze Ci zapachnie sos grzybowy, kpiarzu! ;)