środa, 23 stycznia 2008

zaczyna się...

[...]

Znowu ślęczę wieczorami nad kamienicą. Dzisiaj prawie zaspałem przez to do pracy, a rano jak na złość miałem do tego zamarznięty zamek od drzwi do fiaciska i straciłem chwilę zanim go na dobre nie ogrzałem zapalniczką i dostałem się w końcu do środka.

Za to w stołówce rozmawiam coraz bardziej swobodniej z innymi pracownikami. W dużej firmie jest dużo ludzi i można każdego dnia jeść obiad z kimś innym.

1 komentarz:

Jędrzej Kozłowski pisze...

no no no Panie M.!
widzę, że korporacyjny demon już wyciągnął po Ciebie szpony ;-)

oto moje rady (bo dobra rada zawsze w cenie):
1)koleżance od reklamy powiedz że katalog przyniesiecie jej w przyszłym tygodniu, a gdy przyjdzie za tydzień powiesz jej z niewinną miną:"Mechanik jeszcze Ci go nie przyniósł? zrobiliśmy go dwa dni temu, poczekaj, gdzieś tutaj leży..." i zaczniesz przewracać papiery w poszukiwaniu nieistniejącego tłumaczenia
2) kolegom od płyty wyślij e-maila że masz za mało danych żeby zacząć pracę. zanim przeczytają i odpowiedzą minie co najmniej tydzień
3) po powrocie Gaduły, zagadnij go w kuchni/jadalni/stołówce/korytarzu/ itp. itd. że nie możesz się doczekać aż w końcu dostaniesz jakieś zadanie, bo chcesz się w końcu wykazać jakimiś WYNIKAMI :D

salomonowe rozwiązania, czyż nie?